Przenosimy się do Piekar Śląskich, gdzie w niedzielę wieczorem doszło do niecodziennego zdarzenia. Płonął mobilny punkt pobrań do testów na koronawirusa. W środku na szczęście nikogo nie było, gdyż punkt był w tym czasie nieczynny. Policjanci wezwali na miejsce biegłego, który ocenił, że miejsce zostało celowo podpalone.
Ktoś polał namiot łatwopalną substancją
Mobilny punkt pobrań zapłonął 14 listopada wieczorem. Pogoda nie sprzyjała rozprzestrzenianiu się ognia, chyba że ktoś postanowiłby samodzielnie wywołać ogień i pomóc mu się rozprzestrzenić. Te podejrzenia potwierdziły wstępne oględziny biegłego, który zauważył, że pożar najprawdopodobniej był wynikiem celowego podpalenia.
Namiot został polany łatwopalną substancją, która umożliwiła rozprzestrzenienie się ognia. Na szczęście pożar udało się szybko ugasić. Zniszczenia nie są ogromne, ale sprawca pożaru musi się liczyć z karą więzienia do 5 lat. Policja rozpoczęła śledztwo w sprawie.
Ludzie tracą nerwy z powodu czwartej fali?
Koronawirus wywołuje groźne dolegliwości fizyczne, jednak skutki pandemii odbijają się również na zdrowiu psychicznym ludzi. Społeczeństwo coraz gorzej znosi trudności związane z obostrzeniami. Do tego należy również dodać emocje związane z nadchodzącym końcem roku i kolejnymi podwyżkami cen.
Nastroje nie są pozytywne także w kwestii szczepionek. Wojna między zaszczepionymi a niezaszczepionymi wciąż trwa i media niestety dodatkowo podgrzewają tę niezdrową atmosferę. Ludzie w obawie o własne zdrowie tracą zdrowy rozsądek, a nadmiar niesprawdzonych informacji w sieci dodatkowo pogłębia mętlik w głowie.
Czy to możliwe, że podpalenie punktu pobrań w Piekarach Śląskich nie był zwyczajnym aktem wandalizmu a aktem rozpaczy i zmęczenia koronawirusem? Być może, jednak to z pewnością nie uchroni sprawcy przed karą. Jeśli oczywiście policja znajdzie winnego.